Poznajcie Witka Modelskiego. Pierwszego dnia sierpnia 1944 roku, o godzinie 14.00 dwunastolatek schował kilka kromek suchego chleba w kieszeni, wybiegł z domu i już nie wrócił. Na nielicznych fotografiach z tego okresu Witka można rozpoznać po wyraźnie za dużym hełmie na głowie i zdobycznym karabinie niemieckim typu Mauser przy nodze. Chłopak bił się dzielnie. Nie uwierzyłbyś jak daleko potrafił rzucić butelkę z benzyną. Myślisz, że dałbyś radę? Naprawdę uważasz, że potrafiłbyś tak jak on? Trzymałbyś gardę? Ustałbyś, gdyby zza ściany, z klatki schodowej, zza drzwi dobiegały krzyki i stukot okutych butów szturmowców z batalionu SS-Oberführera Oskara Dirlewangera? Posrałbyś się w majtki, gdyby naprzeciwko stanęła śmierć o obliczu łysego boksera – degenerata śmierdzącego trupami i dymem, z manlicherem w dłoni. Resztkami woli zmuszałbyś serce do bicia, gdyby zajrzały ci w oczy trupie czaszki z pagonów nasiąkniętego krwią munduru niemieckiego oprawcy.
Pani Modelska nigdy nie zaprzestała poszukiwań Witka. Wiedziała, że gdzieś tu jest, że musi być w Warszawie. Serce matki bezbłędnie rozpoznało zwłoki dziecka. To było podczas jednej z powojennych ekshumacji zbiorowych mogił. Po kryjomu, wykradła ciało z bezładnego stosu ofiar. Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, czy uniósłbyś? Czy udźwignąłbyś trupa dwunastoletniego synka, którego jeszcze nie tak dawno widziałeś jak biegał z kolegami po podwórku? Czy taki ciężar można w ogóle podnieść? Są takie kamienie, których nawet Bóg nie udźwignie. Pani Modelska dała radę. W nocy, w tajemnicy pochowała go na powązkowskim cmentarzu. Przy murze, w dyskretnym grobie żeby świeża mogiła za bardzo nie rzucała się w oczy. Nad zgliszczami Warszawy unosił się stukot okutych butów oficerów NKWD. Wyszukiwali i wyłapywali polskich bohaterów ocalałych z rzezi. Witka Modelskiego, mimo starań, nie znaleźli.
Chwała i cześć Bohaterom!