Tym razem ofiarą pana Sławka, znanego z serwisu dominatura.pl partacza-budowlańca, padła ściana stodoły oraz jej właściciel: kolejny naiwny Inwestor, który dał się uwieść bajeczkom o tym, jak to pan Sławek budował markety w Niemczech.
Jak wygląda schemat oszustwa budowlanego na tzw. „Pana Sławka”? Jest stosunkowo prosty. Starszy, łysiejący pan podający się za doświadczonego budowlańca wyszukuje naiwnego Inwestora. Na pierwszym spotkaniu domniemany budowlaniec stara się wzbudzić zaufanie inwestora fachową analizą problemu (w tym przypadku chodziło o wzmocnienie ściany poprzez wymianę spoin) oraz – co bardzo ważne – legendami na temat swojej przeszłości. Czyli o tym jak to się budowało markety w Niemczech, osiedla mieszkalne w Polsce oraz o tym, że dalej by się budowało, gdyby firma nie splajtowała rzecz jasna przez nieudolność szefa.
W tych wszystkich bajeczkach chodzi o to, żeby Inwestorowi do głowy nie przyszło, że może być oszukany przez starszego pana. Przecież jak wiadomo, to młodzi oszukują a starsi, doświadczeni budowlańcy już nie. W myśl zasady, że nikt nie podejrzewa starszej babci z reklamówką w ręku, że może w niej ukrywać łup pochodzący z napadu na bank, którego przed chwilą dokonała.
Po tzw. „urobieniu” Inwestora następuje kulminacyjna faza przekrętu na tzw. „Pana Sławka”. Chodzi o pobór zaliczki. Zwykle partacz budowlaniec wymaga zaliczki na tzw. „materiał” – czyli w tym przypadku na worek wapna hydratyzowanego, piasek i trochę wody. Worek wapna to koszt ok. 20 zł., piasek 60 zł/tona i do tego kilka wiader wody. Razem około 100 zł. Ale partacz budowlaniec kasuje nie 100 zł ale około 1000 pln i co najważniejsze – Inwestor chętnie płaci ten tysiąc, bo jest przekonany, że to niebywała okazja. Przecież inne firmy, które zatrudniają profesjonalistów, które wystawiają faktury za swoje usługi oferowały ceny ok. 50-70 zł/m2 za wymianę fug w murach oraz zespojenie ścian i likwidację rys.
Pan Sławek pojawia się na budowie. Pracuje zwykle jeden- góra dwa dni. Następnie znika i przestaje odbierać telefony. Pozwać go do sądu nie można – bo nie było żadnej umowy. Pan Sławek przecież dał słowo honoru i jak zapewniał: u niego słowo ważniejsze niż jakieś tam podpisy na karteczkach.
Po „prawie kierowniku budowy” – Panu Sławku – zostają wymierne straty: zniszczone narzędzia, oklejone sreberkiem do kwiatów kominy, pobrudzone zaprawą ściany z cegły i odpadające tynki z sufitów. Ale partacz „Pan Sławek” zostawia po sobie coś jeszcze: smutną nauczkę dla wszystkich, którzy już nigdy nie dadzą się nabrać na przekręt na „Pana Sławka”