Samozwańczy kierownik budowy – Pan Sławek (tej wybitnej postaci rzemiosła budowlanego przedstawiać czytelnikom naszego serwisu nie musimy) pojechał na fuchę do Konina. W związku z tym, że na lokalnym rynku jest już spalony, rozszerzył rejon żerowania… tfu, chodziło o świadczenie usług.
Inwestor zapłacił za materiał, pokrył koszty wynajmu rusztowania. Zdobył pozwolenia, włącznie ze zgodą na chwilowe wyłączenie pasa drogowego. Kosztowało go to wiele pracy, starań i wreszcie – pieniędzy. Pan Sławek złożył najkorzystniejszą ofertę. Przedstawił też referencje. Opowiadał jak to w latach 90 XX budował markety w całych Niemczech. Opowiadał też o pojeździe brygadowym marki Nysa, którym poruszali się całą ekipą po niemieckich autobahnach. Żartował z tego, jak majstrowie zza Odry i Nysy kpili z polskiej motoryzacji mówiąc z przekąsem: „Ja, Ja, Nissan gut Auto”.
Pan Sławek zrobił swoje. Było szybko i tanio ale jak się okazało (za każdym razem okazuje się to samo, gdy Pan Sławek oddaje prace – niestety po czasie) finalnie wyszło drogo. Bardzo drogo. Znów trzeba zająć pas ruchu. Zapłacić za demontaż, utylizację odpadów, czyszczenie no i za wykonanie nowego ocieplenia. Tym razem zgodnie ze sztuką.