Jeszcze do 1997 r. obiekt funkcjonował jako siedziba spółki powstałej po sprywatyzowaniu PGR-u. Spółka miała bardzo ładną nazwę z amerykańskim słówkiem „Food” żeby się ładnie kojarzyła oraz zajmowała się hodowlą dżdżownic – także amerykańskich. Hodowle tego typu były bardzo popularne w tamtym czasie. Stosunkowo łatwo można było wykazywać straty w produkcji – czy ktoś zna urzędnika z Kontroli Skarbowej, który jest w stanie policzyć dżdżownice lub udowodnić, że konieczność zniszczenia hodowli przez „wywiezienie na okoliczne pola w postaci obornika składającego się z organizmów żywych” – czysta fikcja w celu wyłudzenia odszkodowania bądź zwolnienia z podatku? Mniejsza o szczegóły. W każdym razie pałac trafił w ręce spółki. Następnie jak to wówczas zwykle bywało ze spółkami – i ta ogłosiła upadłość. Zaczęło się wyprzedawanie majątku aby pokryć koszty zobowiązań finansowych. Pałac znalazł szybko nabywcę. Plotka mówi, że pałac kupił jakiś Niemiec milioner z byłego RFN. Nowy właściciel rozpoczął nawet remont obiektu. Na nieszczęście dla obiektu zaczął od pokrycia dachowego. Stare pokrycie zostało zdemontowane, kominy zostały przemurowane a całość zabezpieczono dziwną siatką, w którą można łapać ptaki – owszem, ale która nijak nie uchroni przed działaniem deszczu czy śniegu. I w takim stanie obiekt pozostawiono. Już ponad 14. lat bez zadaszenia obiekt niszczeje. Nie wiadomo co się stało z nowym właścicielem. Dlaczego nagle wszystkie prace przerwano? Dlaczego z dnia na dzień zniknęli dekarze, którzy pracowali na dachu? Czyżby nowy właściciel odnalazł ukryty przed nadciągającą ze wschodu Armią Czerwoną skarb. W historii tzw. Ziem Odzyskanych mnóstwo jest przecie legend o zakopanych poniemieckich skarbach ukrywanych w pospiechu przez uciekających Niemców, którzy mieli nadzieję na rychły powrót do swoich domów po ustaniu wojennej zawieruchy. Jak było w tym przypadku?