Budowanie ścian z gliny

historic-clay-wall-european

Zwykle to zmęczeni gonitwą za wynikami pracownicy korporacji marzą o małym domku gdzieś na zabitej deskami wsi, gdzie nie ma internetu ani zasięgu telefonii komórkowej. Najlepiej żeby ten domek był przeciwieństwem ich żurnalowych mieszkań – czyli żeby był zbudowany z desek, gliny i słomy.

Pierwszym etapem realizacji tych marzeń są poszukiwania w internecie. Studiowanie materiałów internetowych na temat tradycyjnego budownictwa z gliny. Gromadzenie wręcz sensacyjnych informacji na temat surowej gliny, która w połączeniu ze słomą ma zapewnić idealny komfort życia. Drugi etap to przekonanie żony. Jak wiadomo głównym kierownikiem budowy, osobą bez której akceptacji nie obejdzie się już na etapie projektu jest zwykle płeć słaba. Trzeci etap na drodze do własnej lepianki to zwykle warsztaty. Każdy szanujący się pracownik korporacji, wytrenowany przez różnej maści coachów wie, że najważniejsza jest motywacja, którą zapewni guru. Dlatego niezbędny jest bezpośredni kontakt z fachowcem na tak zwanych warsztatach z ekobudownictwa. Na tym etapie człowiek może nie tylko dotknąć „strawbala”, którego obrazki wcześniej podziwiało się w okienkach przeglądarek internetowych ale nawet własnoręcznie takiego wykonać uklepując w drewnianej foremce glinę zmieszaną ze słomą. Wielka to frajda, czynność wywołująca niemalże dziecinną przyjemność znaną z odległej przeszłości kiedy to wraz z kolegami budowało się zamki z piasku. Powiedzcie to dzieciom w Pakistanie lub Bangladeszu, które całymi dniami uklepują surowe cegły z gliny.

Ale nie czas na odruchy humanitaryzmu. Do rzeczy. Kiedy już wyszkolone w zakresie ekobudownictwa nasze korporacyjne małżeństwo wróci z kursu zwykle potrzebuje jeszcze kilku tygodni na podjęcie ostatecznej decyzji. Jeżeli nie nastąpi jakaś katastrofa typu: awans + podwyżka to po kilku tygodniach nasza parka negocjuje zakup małej działeczki gdzieś w Bieszczadach. Tak, Bieszczady to taka ziemia obiecana korporacyjnych szczurków, które w dzikim brunatnym niedźwiedziu upatrują karmiczny symbol powrotu do natury – pierwotnej krainy prawdziwego szczęścia rozmienionego wcześniej na awanse, stanowiska i wypłaty.

Pół roku – tak mało czasu a tak wielkie zmiany. Macie już nawet jedną kozę, którą doicie pięć, sześć razy dziennie ignorując porady starych gospodyń wiejskich, że kozy doić należy tylko rano i wieczorem. Po prostu nie możecie oprzeć się ciepłu i fakturze skóry małych kozich wymion. A jak wygląda wasza ekobudowa?

Darowaliście sobie własnoręczne wykonanie bloczków z gliny i słomy. Tłusta glina jest bardzo niewdzięcznym materiałem w obróbce. Jest owszem, bardzo plastyczna i fajnie jest sobie ulepić np. mały garnek, kubek czy nawet większą miskę ale mieszać ją ze słomą w ilości kilku ton dziennie i upychać w drewnianych foremkach to duża przesada. Praca niemalże katorżnicza. Surowa, mokra glina jest bardzo ale to bardzo ciężka. Darowaliście sobie także ręczne nakładanie tynków glinianych. Na warsztatach z budowania z gliny owszem każdy otynkował swoją ściankę, ale to było tylko 2-3 metry kwadratowe. Machać kielnią przez tydzień? Nie, nie. Nie po to marnowaliście zdrowie psychiczne i fizyczne przeskakując między korporacyjnymi pięterkami i skacząc po główkach kolegów goniąc za awansem by teraz ostatecznie dobić się tynkując kilkaset metrów powierzchni ścian (kilkaset, bo projekt pierwotnie małego domku w Bieszczadach trochę ewoluował – bo nie zaprosisz dawnych kolegów z biura do lepianki. Nie wypada przecież). Zrobią to za ciebie fachowcy – murarze, których zatrudniłeś do realizacji swoje marzenia o lepiance na wsi.

Budowa jest zakończona. Pierwsza parapetówka za wami. Goście odjechali. Wy jesteście zachwyceni. Nie żałujecie decyzji. Trochę mniej zachwycona jest wasza koza, która ledwo co przeżyła najazd mieszczuchów z których każdy marzył o pociągnięciu z wymiona. Mija miesiąc i drugi i trzeci. Po dwóch latach mieszkania w lepiance zastanawiasz się co jest nie tak? Czujesz, że coś nie gra. Że mieszkanie w ścianach z gliny nie jest tak komfortowe jak to sobie wyobrażałeś. Ściany są cały czas zimne i trochę jakby wilgotne. Pod skórzaną powierzchnią tynku kiedy ją zeskrobujesz palcem pojawia się ciemna warstwa, jakby cały czas wilgotna.

Zaczynasz sobie przypominać wnętrza wiejskich chatek, które oglądałeś przy różnych okazjach. Wszędzie na ścianach było albo drewno albo tynki wapienne. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego nawet obory tynkowano wapnem? Dlaczego nie pozostawiono surowych ścian z gliny skoro to takie zdrowe? Dlaczego ściany z surowej gliny widziałeś tylko w stodołach z sianem i słomą?

Kolejny etap twojej przygody z budownictwem z gliny wygląda tak: wyciągasz laptopa z walizki oraz wzmacniacz fal GSM. Rozpoczynasz poszukiwania wszystkich możliwych informacji na temat wapna, tynków wapiennych itp. Na ten czas dajesz swojej kozie spokój. Może bydlę trochę odpocząć.

Author: dominatura